Unlimited HostingFree Drupal ThemesFree Drupal Themes
Logowanie
Szukaj

Tomaszowo VI - 28-29.05.2010

Kiedy zawiązaliśmy grupę jakim jest Legion VII potrzebowaliśmy zlecenia, aby móc pokazać światu jak i nam samym, że stać nas na wiele jako najemników, a renoma w zawodzie jest potrzebna, bowiem im jesteś lepszy tym więcej są skorzy zapłacić za robotę. Gdy odezwał się telefon od Ikariego, wiedzieliśmy, że kroi się nasz debiut, nie jako indywidualistów, którzy niejedno już widzieli, ale jako grupy, to było coś nowego.

Krótka rozmowa i wiedzieliśmy, że jesteśmy idealni do tego zadania. Konflikt dość głośny w świecie pomiędzy Orillią i Andurią. Nie wnikaliśmy w niego, nie był dla nas ważny, tylko nie potrzebne pytania by się rodziły. Czy dobrze robimy? Czy pomagamy tym co tego potrzebują? Tak, były tylko pieniądze i wiedzieliśmy, że jesteśmy po właściwej stronie czeku.
Operacja miała być pod koniec maja, więc w tamtym klimacie było dość gorąco, ale nie można było zapominać o deszczu, więc zabraliśmy sprzęt i wyruszyliśmy w stronę owego kraju, do którego trzeba było nabyć wizy za równowartość 50 zł. Nie była to wygórowana cena, zwłaszcza, że wszelkiego rodzaju weterani tej wojny chwalili sobie uroki tego miejsca.

Wraz z Erykiem wyruszyliśmy dzień wcześniej od innych w celu przeniknięcia do tamtejszej ludności i pozbierania informacji na temat całego konfliktu. Jako, że byliśmy po stronie Orilli z integrowaliśmy się dość mocno z innym oddziałem z tej armii i to szczególnie mile wspominam po dzisiejszy dzień. Po spędzonej nocy w namiocie podczas deszczu nastał poranek, który do zimnych nie należał. Słońce paliło, ale niestety nie dla wszystkich było radośnie. Ludzie, którzy zostali najęci przez Ikariego mieli problem z dostaniem się na misje. Ponoć wszelkie powodzie uniemożliwiły łatwy dostęp do tego zapomnianego kraju. Jednak nie załamywaliśmy się i postanowiliśmy stanąć do boju. Legion w składzie Ticzer, Filip, Eryk, Falcon wraz z Ikarim zostaliśmy przyłączeni przed dowódców do oddziału złożonego z rosyjskich najemników pod dowództwem niejakiego Potwora.

Tak właśnie rozpoczął się kolejny konflikt, z bazy otrzymywaliśmy rozkazy, aby udać się do sektora M7, gdzie natrafiliśmy na wroga, więc musieliśmy się wycofać do H7, aby przegrupować się z odziałem 6, aby razem iść przez sektory G5-G8 i odnaleźć beczkę o którą walczyliśmy do upadłego. Potem okazało się, że beczka była nam do niczego nie przydatna, więc mogliśmy ją spokojnie wyrzucić. (nazwy sektorów i oddziałów zostały zmienione specjalnie) Czułem się tam jak szeregowiec na służbie zasadniczej, którym miotali po poligonie, aby wiedział, że ma się tylko zmęczyć. Na szczęście posiłki przychodziły w miarę sprawnie, na początku, aby nadeszły nowe oddziały musieliśmy iść na sam koniec terenu, aby zabezpieczyć śmigłowiec, który i tak leciał z dobre 30 minut, na szczęście w późniejszym etapie, nowi żołnierze nadchodzili sprawniej i to do sąsiednich sektorów.

Generałowie prowadzili wojnę tak, aby kontakt z wrogiem był na tyle wyważony, żeby móc i do niego postrzelać oraz go skutecznie unikać. Oczywiście nie zawsze się to udawało, ale z reguły nie można było powiedzieć, że traktują nas jak mięso armatnie. Brakowało jedynie sensu w rozkazach. Nie wiedzieliśmy po co tam jesteśmy i co mamy dokładnie robić. To tak jakby grać w szachy, ale nie figurami, a żołnierzami. Jednak to jest ich konflikt, ja tylko zarabiam.Po godzinach walk wojna ucichła, a obie strony w dziwnym zbiegu okoliczności (niektórzy twierdzą, że niebiosa przemówiły) ustawiły się naprzeciwko siebie i zaczęli strzelać wzajemnie na niewielkim terenie w lasku nieopodal, trwało to do momentu, aż umilkł ostatni karabin zadający ostatnią ranę przeciwnikowi.

Cudem uszliśmy z życiem, przeniknęliśmy do okolicznej wioski – chyba uchodźców. Wszędzie poustawiane były namioty i kręciło się dużo żołnierzy. Przeniknęliśmy na główny plac gdzie rozdawano grochówkę ludziom, którzy walczyli o wolność, sprawiedliwość, zwycięstwo, pieniądze czy dla własnej zabawy. Gdy posililiśmy się wojskowym przysmakiem udaliśmy się do czarnego helikoptera, który podstawił Ikari w zamian za wykonanie zadania.

Gdy wracaliśmy ustrzeliliśmy kilka fot na pamiątkę z tego miejsca, czy naprawdę weterani mieli rację? Może i faktycznie za ich czasów ta wojna budziła wielkie emocje, ale my otrzymaliśmy trochę okrojoną wersję, większość terenu walki była już zdewastowana przez bombardowania i nie dało się z niej korzystać. Mimo tego miło wspominam tą robotę i z miłą chęcią jeszcze wybrałbym się nie raz do tego kraju, ale ten konflikt może już się zakończyć, jednak nieopodal mogą być inne wojny w których warto będzie wtrącić swoje trzy grosze.

Nowi użytkownicy
  • Jumbo
  • Dziadu
  • Honki
  • Aiven
  • Trolik93
Kto przegląda
W tej chwili stronę przegląda 0 użytkowników i 0 gości.
Subskrybuj
Subskrybuje zawartość